sobota, 28 lutego 2015

50 twarzy absurdu- czyli Pan Szary i Dziewczyna z zaburzeniami osobowości.



Witam ponownie ;)
Długo zastanawiałam się nad dodaniem tego postu. Targały mną wątpliwości bo stanowczo nie owijam tutaj w bawełnę i mogę narazić się „haters gonna hate” wielu fanek, lecz stwierdziłam, że skoro rozpływam się nad jednymi książkami i jak najbardziej zachęcam do ich czytania, mimo że komuś mogą się nie podobać, to dlaczego mam nie wyrażać negatywnej opinii na temat innych? Cóż. Najwyżej ktoś spali mnie na stosie. Zapraszam :D

Więc przyszedł czas na książkę, o której powiedziano oraz napisano już wszystko. Począwszy od najpłytszych hejtów, poprzez jakże głębokie opinie internautów w postaci memów, aż po wypiewające nad niebiosa recenzje zadufanych w Greyu czytelniczek. U mnie będzie po trochu wszystkiego z przewagą tych pierwszych, więc osobom bez dystansu, którzy nie potrafią znieść, że ktoś ma gust czy opinię odmienną od nich dziękujemy. :3

Moja przygoda z Greyem zaczęła się dawno… dawno temu, kiedy wokół książki tej zrobił się wielki „boom” i nagle wszyscy musieli go mieć, czytać i zachwycać się z wypiekami na policzkach. „Książka, o której mówią wszyscy!” Krzyczały plakaty z każdej księgarni. No więc mówili. Niekoniecznie dobrze, ale mówili.
Wówczas mieszkałam jeszcze w internacie, i pewnego dnia moja współlokatorka pożyczyła od naszej wspólnej koleżanki książkę, którą czytała po nocach z wypiekami na twarzy, dyskutowały wspólnie o cudownym Christianie i jego jakże mrocznej stronie… Jako że byłam kiedyś ‘fanką’ zmierzchu, (nie wspominajmy tych mrocznych czasów dla mej osobowości)  to UWIELBIAŁAM zawiłe miłosne historie, gdzie główne skrzypce gra zakazane, trudne uczucie, które stawia na drodze bohaterów tyle przeszkód... (Brzmi znajomo, prawda?) W każdym razie, po urywkowych opiniach zafascynowanych koleżanek stwierdziłam, że MUSZĘ przeczytać tę książkę, bo to coś absolutnie w moim stylu. Książki wówczas nie pożyczyłam. Nie dość, że była do niej ustawiona dość duża kolejka, to doszłam do wniosku, że przy najbliższej okazji ją kupię, bo przecież muszę mieć takie cudeńko na półce tuż obok tej limitowanej edycji zmierzchu w białych okładkach (Oh God, why -_-) Tak czy inaczej, na okres ok. dwóch lat Grey zniknął z mojego życia i chwała Bogu, bo jeszcze by mi się wówczas spodobał. Chociaż uważam, że w liceum już nie byłam na tyle skrzywiona emocjonalnie aby to „dzieło” przypadło mi do gustu….


Wspominam to, aby część z was nie pomyślała sobie, że od początku jestem do tej książki negatywnie nastawiona, lub uprzedzona, tylko dlatego, że ktoś mi powiedział:
„O matko, Grey?! Przecież to chłam, sama grafomania, lepiej przeczytaj Tolkiena!"



Jak widać w załączonym tekście, z moim nastawieniem do tej powieści było zupełnie inaczej. 



Pewnego pięknego, letniego dnia,  podążyłam do księgarni z uśmiechem na ustach i funduszem książkowym w portfelu. Tuż po wejściu do sklepu, w oczy rzucił mi się jakże cudowny pakiet trylogii Greya, w równie fantastycznej cenie. Nie czekając długo porwałam box z półki i podążyłam do kasy. Jednak coś mnie tknęło. I CHWAŁA BOGU. To musiało być przeznaczenie, inaczej to byłyby najgorzej wydane pieniądze w moim życiu. A mianowicie: nigdy nie kupuję książki, bez przeczytania choćby kilku zdań, aby sprawdzić czy styl danego autora mi się podoba. Bo choćby to była najlepsza książka świata, a autor pisze jak mistrz Yoda, to nie ma opcji aby móc spędzić przy niej przyjemnie kilka godzin. Otworzyłam na chybił trafił. Zaczęłam pożerać zdania z zaangażowaniem i… i… stwierdziłam, że to jakaś kpina. Ok. Może.. może jednak to taki słaby fragment tylko… Jednak niestety, na kilku następnych stronach grafomania autorki tylko mocniej dała o sobie znać. Przypadkiem trafiłam akurat na scenę seksu. ZERO finezji. Pamiętam jak dziś, był to moment kiedy Christian wyznaje Anie jak bardzo jej pragnie tu i teraz. Po czym ona jego pożądanie skwitowała myślą „U licha, co za tekst!”. Uhm. Zamiast jakiegoś pobudzenia, lub choćby zainteresowania, autorka wzbudziła we mnie jedynie niesmak. Coś tu chyba nie tak? Przecież to miała być książka erotyczna? Sceny seksu podobno miały być kluczowym „rajcującym” elementem historii, czyż nie? Koniec końców, po kilku próbach przekonania się do stylu autorki (a raczej jego braku), w zażenowaniu odłożyłam trylogię na półkę, po czym wyszłam zadowolona z księgarni z innym zestawem prawdziwej literatury.




Przenosimy się z naszą historią w czas kolejnego „boom” Greya, czyli czas promocji ekranizacji kiedy jakże cudowny Pan Idealny zerka na nas z okładek, plakatów, reklam w TV, i w ogóle zewsząd. Zinfiltrował nas swą obecnością niemal jak swój obiekt westchnień w Portland.

Skutecznie zniechęcona do przeczytania wielu wersji szarości, patrzyłam z dezaprobatą na tę całą kampanię reklamową i dziwiłam się, co ludzie w tym widzą, jak mogą się fascynować czymś co jest absolutnym bełkotem? I nie mogłam się z tym pogodzić. Większość osób (nie oceniam tutaj wszystkich) po prostu sięgnęła po książkę na fali promocji, aby być na czasie.

Doszłam do wniosku, że aby  w pełni zrozumieć czym ci ludzie się tak fascynują, muszę to przeczytać… Wiedziałam przynajmniej, że wtedy nikt nie zarzuci mi:
Nie przeczytałaś, a się wypowiadasz! Jakim prawem oceniasz coś o czym nie masz pojęcia? Mówisz tak, bo sama nie możesz napisać niczego lepszego!”



Więc..  Taak. Przeczytałam. Całość. 672 strony



SPOILER ALERT!

Po wszystkim stwierdziłam, że sam zamysł na taką historię jest całkiem dobry. Naprawdę. Wszystkie kobiety, które lubią sobie pofantazjować, tudzież po prostu lubią erotykę, miałyby dobry kawał książki do przeczytania. Jednak autorka całkiem to zniszczyła. Całość poprowadzona jest narracją Any, głównej bohaterki. I jest to najgorsza narracja jaką kiedykolwiek widziałam. Czytelnik zamiast wyobrazić sobie na swój sposób przedstawianą sytuację, czy wizerunki postaci, widzi je oczami Any. 21-letniej dziewczyny, która właśnie kończy studia, na dobrej uczelni, na humanistycznym kierunku, ale wciąż ma mózg 15-latki i posługuje się prymitywnym jak na taką osobę słownictwem. Wydawało by się, że jak na dziewczynę, która lubi czytać książki powinna być inteligentna,a sądząc po jej doświadczeniach życiowych, powinna również zachowywać się dojrzale podejmować rozsądne decyzje adekwatne do jej wieku, jednak tak nie jest. Jej opinie, czy też dopowiedzenia odnośnie różnych sytuacji są często żenujące, czy też psują nastrój, który autorka misternie budowała przez ostatnie 15 stron. Język całości jest na tyle prosty, a historia nieskomplikowana i bardzo, baardzo przewidywalna, że przeczytałam niemal 700 stron w niecałe 6 godzin, a trzeba wiedzieć, że lubię czytać powoli, żeby móc się zrelaksować.
Anastasia Steele. 
Najzabawniejsza w Anastasii jest jej psychika. Niektórzy mogliby stwierdzić, że dziewczyna ma rozdwojenie jaźni, bo przez dużą część akcji rozmawia ze swoją wewnętrzną boginią, która robi piruety niczym rosyjska baletnica, bądź kręci głową z niesmakiem- oczywiście adekwatnie do sytuacji. Obserwuje również reakcje swojej podświadomości, która chyba została wykreowana na zasadzie aniołka/diabełka siedzącego na jej ramieniu i podpowiadającego co ma robić dalej. Ma niską samoocenę i jest dość „ciapowata”, oczywiście aby wiele czytelniczek mogło się z nią utożsamiać. Przecież wiele z nas ma kompleksy.

Natomiast Christian… On po prostu jest. Bożyszcze kobiet, sprawiający, że każda niewiasta która go zobaczy na swej drodze musi udać się w ustronne miejsce, aby… dać upust emocjom jakie w nich wzbudza. Zachwyca każdym swoim ruchem, w każdej kreacji, i w każdej chwili. Ana zachwyca się nawet sposobem w jaki wsiada do auta, więc coś musi w sobie mieć. Zaprzecza sobie w każdej chwili, po to by podkreślić wyjątkowość naszej bohaterki. Z żadną z kobiet nie uprawiał „waniliowego seksu”, no ale z Aną owszem. Z żadną nie spał w łóżku, lecz z Aną owszem. Żadnej nie przedstawiał swojej rodzinie- oprócz Any. Ma lekką manię prześladowczą. Zna rozmiar stanika ukochanej zanim ją rozebrał. Wie gdzie mieszka, gdzie mieszka jej matka, oraz wiele innych rzeczy, których nie powinien wiedzieć ktoś kto dopiero co poznał osobę, której to dotyczy. Christian jest uosobieniem fantazji, kimś pięknym i nieosiągalnym, o kim można pomarzyć, a koniec końców dostać go w swe szpony i nie puścić. Ukazuje to, że nawet szara myszka może dostać swego księcia na białym koniu. (lub w helikopterze Charlie Tango)



No i wątek główny. Trudne uczucie z jakim zmagają się bohaterowie. Historię tę po krótce można przedstawić mniej więcej w taki sposób:

Ana- rumieni się
Christian-cudownie wygląda
Ana-widowiskowo upada z wrażenia wprost w ramiona naszego Adonisa, po czym przygryza wargę.
-Ana, nie przygryzaj wargi. – Ana przygryza wargę i rumieni się jeszcze bardziej.
-Ana, chcę ugryźć twą wargę. – Ana w obawie przed wampirycznymi zapędami Christiana przestaje przygryzać wargę. Christian uśmiecha się sardonistycznie.
-Christianie, lubię Cię.
-Ale jestem niebezpieczny, nie jestem kimś dla Ciebie.
-Ale ja Cię lubię.
-Nie zbliżaj się do mnie- Po czym Christian zbliża się do Any. Ana-przygryza wargę.
-Ana, nie przygryzaj wargi.- Ana wciąż przygryza wargę, po czym Christian rzuca się na nią.

*sex scene*







I tak oto minęło nam pół książki.
Jeśli chodzi o aspekty bardziej.. hm.. techniczne, to książka ma mnóstwo literówek. (Przynajmniej to wydanie pdf które ja czytałam, więc nie daję ręki uciąć że wszystkie wydania książkowe takie są.) Postacie są proste i przewidywalne. Wątek również. Pierwszy tom kończy się oczywiście w krytycznym momencie gdy Ana zostawia Christiana samego po tym jak sprał jej tyłek na jej własne życzenie. Oczywiście zapewne do siebie wrócą, bo o czym pisałaby autorka przez kolejne dwa tomy? (Nie, nie przeczytałam trzech, nie jestem samobójcą).
No i pozostało mi to irytujące wrażenie, że pani James w całej prostocie tekstu, budowy zdań i stosowanego słownictwa, wrzuciła mimochodem do tekstu kilka słów, których sama do końca nie  rozumie, ale zastosowała je by tekst brzmiał poważniej, lub sprawiał wrażenie literatury z wyższej półki. Przykładem jest tu słowo „sardonistyczny”, którego autorka stanowczo nadużywa. No i proszę, powiedzcie mi: kto przetłumaczył nazwisko Mr.Grey jako "Pan Szary"?! Przecież to tragiczne! To tak jakby nazwisko Harry Potter przetłumaczyć jako Harry Garncarz. 








No i drodzy panowie, na koniec zwracam się do was, o ile któryś dotarł do końca tego eseju: nie zdziwcie się, gdy dziewczyna, podczas łóżkowych igraszek zaskoczy was wykrzyczanym:
-O święty Barnabo!
To będzie znaczyło, że spisujecie się dobrze  w swej roli :D

Na zakończenie, ciekawostka: pani James sama przyznała, że nie wymyśliła całej historii sama, a wzorowała się na innej, którą był…. Zmierzch. I oczywiście zrobiła to na tyle dyskretnie że widać to na każdym kroku. Ale o tym już następnym razem ;) 



11 komentarzy:

  1. Ależ absurd. Na wstępie zaznaczę, że absolutnie nie jestem wielką fanką Graya, ale na litość boską! Mam wrażenie, że nie przeczytałaś książki dostatecznie uważnie i ze zrozumieniem. W momencie, gdy mamy do czynienia z narracją pierwszoosobową, w której narrator jest bohaterem książki możemy poznać dzięki niemu a. opis tego, co się dzieje b. bierze udział w dialogach c.prezentuje nam swoje myśli. Tak też było ze Świętym Barnabą. Wychodzi, że zupełnie nie rozumiesz stylu narracji. Druga kwestia jest taka, że domyślam się, że nie czytałaś książki w oryginale, a w polskim tłumaczeniu, gdzie wszystko jest spłycone, ale nie aż tak, by nie dostrzec w tym zabiegu celowego. Język jakim posługują się bohaterowie odpowiada niejako ich charakterom. Można tak wyliczać bez końca... A książka nie jest erotykiem tylko romansem ze scenami erotycznymi.

    Wydaje mi się, że więcej ma z Pretty Women, niż ze Zmierzchu. Poza tym infantylność tej książki świadczy o jej uroku, nie dało się z niej zrobić ciężkostrawnego tomiszcza. Lekkość i prostota. Tym urzeka ta książka.

    Zaczytuję się w innym rodzaju prozy, od książek wymagam nieco innego, ale wiem że nie można krytykować książki za jej cechy gatunkowe :)

    Wielu dobrych historii, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Język jakim posługują się bohaterowie odpowiada niejako ich charakterom."
      Zgadzam się z tym stwierdzeniem bez dwóch zdań. Jednak w tym wypadku ja zauważam pewną niespójność. Ana studiuje literaturę, a coż, elokwencją nie grzeszy. Z reguły przecież nasze zainteresowania, czytanie książek itp. przekładają się na język, którego używamy, sposób, w jaki się wypowiadamy o czymkolwiek. Poza tym jak na osobę niewinną, nieśmiałą, niedoświadczoną w "takich" rzeczach, mówi o seksie w sposób nad wyraz obcesowy, pozbawiony finezji i niepewności towarzyszącej pierwszym zbliżeniom.

      Usuń
    2. Blogger Vaniliowa Nuta pisze...

      Na wstępie zaznaczę, że to że nie jesteś fanką Greya widać po tym że z błędem napisałaś jego nazwisko po czym przeszłaś do wypominania mi błędów ;) Fajna strategia. Akurat na czym polega narracja pierwszoosobowa nie musisz mi mówić, etap szkoły mam dawno za sobą i ten zakres materiału mam dobrze opanowany :) Także racja, to oczywiste że gdy Ana prowadzi narrację to widzimy całość utworu z jej perspektywy. I może tu sie trochę źle wyraziłam co mogło cię zmylić. Nie chodzi mi o to że taką narrację zastosowała, tylko o to, w jaki sposób Ana ją "prowadziła" czyli te jej irytujące dopowiedzenia, powtórzenia których było mnóstwo, ciągle powtarzające się epitety...Tu również Barnaba. Infantylność jak dla mnie nie może świadczyć o uroku. To jest. po prostu denerwujące, przynajmniej dla mnie. Są różne gusta. Nie, nie czytałam książki w oryginale i nie oceniam oryginału tylko tłumaczenie. Które również ambitne nie było. Może i nazwanie Greya Panem Szarym było celowe- szare oczy, "szary" (mroczny) charakter, ale mnie to nie przekonało.
      Jest lekka. i prosta. Aż za bardzo, w tym cała rzecz. Nie ma w niej niczego co by pociągnęło nas do przodu, lub zaskoczyło- przynajmniej mnie.

      Język bohaterów odpowiada im charakterom. Powołuję się tutaj na komentarz osoby z góry bo mam taką samą opinię.
      Autorka sama przyznała, że wzorowała się na zmierzchu i ma z niego wyciągnięte tyle ile się da, uwierz mi ;) O tym, ile jest podobieństw, a ile różnic, będziesz mogła sobie przeczytać w następnym poście.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Oczywiście. Również i Ty, znając się tak dobrze na literaturze, aby podważać talent osoby, której książka stała się fenomenem na skalę światową(nie mówię, że słusznie), wypowiadasz się mało finezyjnie i robisz katastrofalne błędy składniowe.

    Podkreślę, że podstawą tej książki jest jej właściwa interpretacja. Ana jest inteligentna, a jej wypowiedzi są w wielu grą słów. Gdyby autorka poprowadziła narrację w stylu, powiedzmy, "Jane Eyre " to nie dałoby się tego czytać. Dlaczego więc wszyscy spodziewają się od bohaterki takiego polotu literackiego. Mężczyźni by padli.

    Co do opisów scen łóżkowych, to od Any bije taka prostota, ale nie przypadkiem. Poza tym, gdzie jest napisane, że nasza bohaterka jest romantyczką?
    Nie będę wykładać Ci złożoności psychiki i jej następstw, ale zapewniam, że książka jest spójna pod tym względem.
    Naukowo udowodnione jest, że aby przeczytać 17 stronicowy tekst z odpowiednim zrozumieniem potrzeba na to godziny. Widocznie poświęciłaś książce zbyt mało czasu, a to nie upoważnia Cię do wyrażania o niej opinii.

    Poza tym... W książce jest wiele innych błędów i nieścisłości, których nie zauważyłaś. To mówi samo za siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi "Anonimowy", kimkolwiek jesteś.
      Nie muszę znać się dobrze na literaturze, aby mówić co mi się w danej książce podoba a co nie. Nie jestem również pisarką, lub recenzentem i nie moim zadaniem jest wypowiadać się nieskazitelnie, oraz pisać z finezją. Nie zarabiam na tym. Poza tym każdy w życiu uczy się wszystkiego, a ja właśnie jestem na tym etapie, a nie na ukazywaniu moich historii całemu światu i wydawaniu książek w milionach egzemplarzy.
      Nie napisałam tego postu żeby wypominać błędy autorce, ( których by the way zauważyłam o wiele więcej, jednak nie chciałam pisać na ten temat dziesięciu stron- post już jest o wiele za długi. Inni mnie już wyręczyli.) napisałam go, aby wyrazić swoją opinię o tej powieści.
      Książka odniosła sukces dzięki dobraniu tematyki i stylu do odpowiedniej grupy odbiorców i dobrej promocji. Zauważ, że najwięcej szumu robią książki przeciętne, i najwięcej osób je czyta. A na pewno więcej niż, przykładowo książki laureatów nagrody Nike.
      "Ana jest inteligentna, a jej wypowiedzi są w wielu grą słów" rozumiem, że ten błąd w zdaniu to również gra słów i zrobiłaś go celowo? Według twojej logiki, nie powinnaś wypominać mi błędów jakie robię, bo sama je popełniasz. :)
      Nikt nie jest nieomylny! Ani ja, ani ty, ani nawet autorzy książek. Po napisaniu przez nich powieści, przechodzi ona przez redakcję i edytorów, których zadaniem jest wyłapywanie błędów i poprawianie ich. Jak widać, nie zrobili tego do końca właściwie.

      Narracja w stylu "Jane Eyre" (Nie tylko Charlotte, ale ogólnie sióstr Bronte) jest o wiele lepsza od tego. Nie oczekuję od Any polotu literackiego. Tylko zachowywania się naturalnie i porzucenia schematów, które powtarzają się co dziesięć stron.
      Sama przyznała, że chce "serduszek i kwiatków", więc raczej należy do grupy romantyczek. Widocznie za mało czasu poświęciłaś książce, aby to zauważyć. I tak, wiem że to była ich metafora "więcej", czyli przystąpienia do normalnego związku. Poza tym, nie wiem czy wiesz, ale fakt bycia lub nie bycia romantyczką/romantykiem nie determinuje pojawiania się do znudzenia tych samych wypowiedzi, zachowań, itd, czy to w łóżku, czy w życiu codziennym. Nie powiedziałam, że książka nie jest spójna pod względem jej prostoty. Powiedziałam, że mi się nie podoba.
      Musiałabym być masochistką, aby czytać z prędkością 17 stron na godzinę "-nie przygryzaj wargi, Ana. Mam ochotę ugryźć tę wargę." Nie muszę jej analizować od podszewki aby powiedzieć czy mi się podoba, czy nie, żyjemy w wolnym kraju i mogę nawet zacząć wypisywać głupoty w stylu " "Potop" Sienkiewicza był nudny, i pretensjonalny, a Jane Austin powinna popełnić samobójstwo przed wydaniem pierwszej książki, bo ona to ee.. ee.. ona to też pisze nudno. O. " I wtedy ludzie albo by mnie wzięli za idiotkę, albo zaczęli 'hejtować' tak jak ty, ale opinia to opinia. są gusta i guściki.

      Więc zanim stwierdzisz, że artykuły "Faktu" typu "papier toaletowy zabił przyjaźń" są bez sensu, polecam najpierw przeczytać je ze zrozumieniem, no bo przecież nie jesteś upoważniona do wydania opinii na temat danego artykułu zanim poświęcisz mu wystarczająco dużo czasu. :) A ja Greyowi nie poświęcę w moim życiu ani minuty dłużej bo jest to po prostu książka nie dla mnie.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Nie zwracałam uwagi na Twoje literówki, a błędy stylistyczne . To różnica. Używając słownika na telefonie każdemu zdarza się użycie nie tego wyrazu, co trzeba. Ale mimo wszystko przyznaję się- w moim zapisie nazwiska jest błąd.

    Widzę, że dyskusja z Tobą jest walką z wiatrakami. Okay. Książka, którą opisujesz, nie jest przejawem geniuszu pisarskiego, ale nie można krytykować stylu, który sprawia, że ma ona taki urok, a nie inny. 50 twarzy ma mnóstwo złych światowych recenzji. Jednak nijak mają się do argumentów zaprezentowanych przez Ciebie. W tym sęk.

    Tu skończę. A to, czy tu wrócę i przeczytam koleją Note, zależeć będzie od tego, czy będę czuła taki sam niesmak, gdy przeczytam inne wypowiedzi w Twoich archiwum.

    Pozdrawiam!

    PS. Skończenie szkoły rok temu nikogo nie uprawnia do wyrażania takich opinii ;) Więc czytaj dalej, w ciszy i z pokorą. To ciągle ludzie, którzy piszą o niebo lepiej ode mnie, czy od Ciebie. Wiem, bo kiedyś miałam przyjemność czytania skrawków Twojego opowiadania. Pseudointelektualizowanie jest gorsze od infantylności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogie dziewczyny, rozumiem, że język polski to nasze dobro narodowe i należy o nie dbać, ale bądźmy rozsądni w tej krucjacie o bezwzględną poprawność. To w końcu tylko narzędzie komunikacji. Warto hejtować się nawzajem w jego obronie?

      Koleżanko wyżej, myślę, że sporo przesadzasz w swojej krytyce tej recenzji. To subiektywna opinia blogerki na temat przeczytanej przez nią książki - ten rodzaj wypowiedzi rządzi się innymi prawami niż profesjonalna recenzja do renomowanego czasopisma. Ale widzę, że pod względem profesjonalizmu masz dużo wyższe wymagania od blogerek niż od bestsellerowych książek - to chyba lekka niespójność z Twojej strony...

      Skończenie szkoły nie uprawnia do wyrażania opinii? Hmm.. no nie, bo generalnie, żeby wyrażać opinię nie trzeba mieć żadnych uprawnień :). Cała ta Wasza kłótnia o styl książki i narracji jest absurdalna, więc nie ciągnę tematu.

      A to, że ktoś wydał książkę jeszcze nie sprawia, że trzeba przed nim z pokorą bić pokłony. Nie oszukujmy się - Grey to nie jest dobra książka. Jasne, może być przyjemna i lekka w czytaniu (dla mnie niestety nie jest), ale warto być świadomym, że to nie są wyżyny pisarstwa.

      Pseudointelektualizowanie jest gorsze od infantylności? Jejku, serio?!
      KKa

      Usuń
  4. Boska notka, uśmiałam się bardzo:D nie czytałam i jakoś osobiście nie zamierzam. nie lubię bohaterek z rozdwojeniem jaźni :P

    www.czarnekrolestwo.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki za opinię :D Właśnie dla takich osób z dystansem była ona pisana! ;)

      Usuń
  5. Ekstra post :)
    http://kmaizyjchwila.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Uśmiałam się Kasiu :D Moja opinia? Książka "50 Shades Of Grey" jest tak popularna, bo po prostu jest niewymagająca, czytając nie trzeba wytężać mózgu czy też czytać przypisów do co drugiego słowa, dociera do każdego, bo wpływa na wyobraźnię ludzi (głównie kobiet, bo to w końcu do nich jest ta pozycja adresowana), którzy przecież nie kochają się cały czas podwieszeni na pasach. W tej książce, jak w 'Zmierzchu' trafiono w niszę i jest to na dodatek owoc zakazany, coś wstydliwego (seks tematem tabu). Ja wiem, że erotyków jest od groma, ale nie było takiego, który został tak mocno rozdmuchany w ostatnich latach. To samo było właśnie z sagą p.Meyer, książek o nadnaturalnych mocach, stworach itp. jest również wiele, ale to ta jedna, słaba tudzież tragiczna w swym istnieniu ze względu na fabułę/postaci/styl pisarski autorki lub po prostu wszystko co zawiera, posiadająca kampanię marketingową wartą miliony ( pewnie więcej), która w swym beznadziejstwie literackim jest popularna bo : 1) dociera do ludzi, którym nie chce się myśleć (gro społeczeństwa), 2) jest tak zła, że wszyscy o niej mówią. No i mamy przepis na hit ! Podsumowując, moim zdaniem "Pięćdziesiąt Twarzy Greya" to dno w świecie pisarstwa, jednakże to właśnie jej erotyczna fabuła otworzy drzwi nowym autorom i tak właśnie jak niedawno zombie czy wampiry były na topie, tak teraz szykujmy się na modę na erotykę. Seks właśnie wyszedł ze strefy zakazanej. O święty Barnabo! Powinnam już iść odstawiać piruety z moją wewnętrzną boginią. .Kot.

    OdpowiedzUsuń